wtorek, 31 marca 2015

Rozdział 1

Rozdział 1 - Good Girls Are Bad Girls

Hope's POV
   Nazywam się Hope i mam 17 lat. Mam starszego o 3 lata brata, Brada. Mieszkamy tylko z matką, ponieważ rodzice są po rozwodzie. Właściwie jest tak jakbyśmy mieszkali sami, bo matka 'nie ma dla nas czasu'. Niby jest kimś ważnym w firmie, ale jednak najdroższe sprzęty nie zastąpią matczynej miłości.
   Z Bradem bardzo się lubimy, ale mimo wszystko jesteśmy jak dwa różne światy. On ma dobre oceny, jest ulubieńcem wszystkich (również mamy, ja jej nienawidzę), ja z kolei nie mam może najgorszych ocen, ale wszyscy mówią mi że jestem chamska, złośliwa i tym podobne głupoty. Ale co ja na to poradzę? Tylko moja przyjaciółka, Cherry, rozumie mnie na tyle, że umie ze mną wytrzymać. W każdy weekend razem imprezujemy. Ona też nie jest taka jak ja... niestety nie jest na tyle odważna, jest strasznie nieśmiała i często jest aż zbyt miła, ale ją kocham. Mam tylko ją i Bradleya.
   Niedługo zaczynają się wakacje i chyba odwiedzamy z Bradem ojca. Matka zostaje bo 'ma dużo spraw na głowie'. Kto by się tego spodziewał..?
   Zabita deskami wiocha... ostatni raz widziałam ojca... 5 lat temu? Tak, to całkiem możliwe. Rozwiedli się gdy miałam 6 lat, nigdy im tego nie wybaczę. Do tej gównianej wioski nie miałam zamiaru jechać. Będę się cholernie nudziła, no ale co zrobisz... Ostatecznie Brad mnie przekonał, niech mu będzie. Obiecał, że nie będzie aż tak źle, ale już to widzę. Tam nawet nie ma klubu, żeby poimprezować... Brad przynajmniej będzie tam chodził do pracy, załatwił sobie tam staż wakacyjny, nie będzie go od rana do wieczora, lub przez całą noc... eh. Bez niego to już w ogóle porażka. Może poza faktem że jestem ukochaną księżniczką tatusia i zawsze mi na wszystko pozwala. To może być ciekawe.
   Z rozmyślań o moim życiu wyrwał mnie znajomy głos przyjaciółki.
    - Hope, Hope, halo? - spojrzałam na dziewczynę wymachującą mi ręką przed nosem.
    - No co?
    - Nic, mówię do ciebie a ty znowu odpłynęłaś. Nie mów mi że myślałaś o tamtym przystojniaczku z ostatniej imprezy z którym się przelizałaś!
    - Nie, to- - chciałam wytłumaczyć Cherry o co chodzi, ale tradycyjnie jeśli chodzi o miłość i tym podobne głupoty to trudno wybić jej coś z głowy, albo przynajmniej wyjaśnić.
    - Daj spokój! Nie mów że myślałaś o Benie?! Myślałam, że tylko poszliście na szybki numerek i koniec.
    - Po pierwsze-nie. Po drugie-Benie? To był ten z drugiej kabiny czy czwartej? I jakim cudem pamiętasz ich imiona?
    - Wiesz, muszę, w razie jakbyś nabawiła się niespodzianki. Ktoś tu cię musi pilnować. Więc, o kim myślałaś? Nie mów że o tamtym obleśnym typie który cię obmacywał. - powiedziała z niesmakiem.
    - Nie, oszalałaś?! Poza tym... że jakim typie? Ktoś mnie obmacywał?!
    - Eh, widocznie wtedy już byłaś zalana.
    - Możliwe.
    - Więc..?
    - Co? - zapytałam zbita z tropu.
    - O czym tak zawzięcie myślałaś?
    - A... tak sobie o wakacjach i w ogóle...
    - Dalej się tym przejmujesz?
    - Wiesz że nie chcę jechać sama.
    - Wiesz że przyjadę do ciebie później, po obozie.
    - Zawsze coś.

~.~

   Jest piątek. Jeszcze tylko ta lekcja i weekend. Wieczorem wbijamy z Cher na imprezę do jakiegoś Connora. Chyba zapowiada się fajna zabawa. Wkręcił nas tam brat przyrodni Cher - Tristan. W sumie chyba Trisa mogę nazwać moim przyjacielem. Znamy się od małego i... tak, chyba jest najfajniejszym męskim przyjacielem jakiego mam, tuż po Bradleyu oczywiście.
   Nagle wszyscy zaczęli wybiegać z sali. Co jest? No tak... weekend. Wolność i te sprawy. Czy tylko ja nie usłyszałam dzwonka w zamyśleniu? Trudno.
   Poderwałam się z krzesła i ruszyłam w stronę wyjścia.
   - Panno Simpson. Możemy porozmawiać? - zapytała z wyższością w głosie babka od chemii, nawiasem mówiąc moja wychowawczyni.
   - Yhym. Czego pani chce? - zapytałam na odczepne przewracając oczami.
   - Młoda damo, twoje oceny ostatnio się pogorszyły...
   - Przecież mam z każdego sprawdzianu przynajmniej 2... nawet jak wkuwam u pani nie da się mieć wyższej oceny niż 3+. Co ja na to poradzę?!
   - Nie pyskuj mi. Zostaniesz po lekcjach.
   - Nie mogę.
   - Więc zostaniesz kiedy indziej. Może wolisz szkołę letnią?
   - Dobra, już dobra. Przepraszam. Ale to pani mnie zatrzymała. Coś jeszcze?
   - Wiesz co panienko? Już w porządku, mniejsza o oceny. A co z twoim zachowaniem? Mamusia cię nie pilnuje? Brat też nie? Może powinnaś wylądować w poprawczaku?
   - Co?! Przecież nie robię nic złego!
   - Co ćpałaś przed lekcją? - zapytała ignorując moją wcześniejszą obronę.
   - Jakie ćpałaś? Przecież nie jestem jakąś idiotką, żeby się dobrowolnie zabijać.
   - Więc dlaczego masz takie szerokie źrenice i nie kontaktujesz na lekcji?
   - Zawsze tak mam jak pogrążam się w myślach.
   - Dobrze, Simpson. Załóżmy czysto hipotetycznie że nie ćpasz. Więc... co powiesz mi na to, że wiem że jesteś dziwką. - rzuciła kolejnym oskarżeniem akcentując ostatnie słowo tak bardzo, że prawie mnie opluła.
    - Jaką znowu dziwką?! Panią pojebało do reszty?
    - Pewna osoba cię ostatnio widziała w klubie. I to nie jeden raz.
    - To co? Już nie można chodzić do klubu?
    - Simpson. Ja chcę twojego dobra, rozumiesz? Weź się w garść i ogarnij życie.
    - To moja sprawa z kim wchodzę do łóżka. I nie jestem jakąś tanią dziwką. Mam kasę, nie potrzebuję dawać dupy starym zgredom którzy mają dużo hajsu.
    - Dobrze... Hope, ale weź moje rady do serca. Wiesz, że mam dość dowodów, żeby pogrążyć cię doszczętnie, prawda? Wiesz też, że mogę wywalić cię ze szkoły w każdej chwili. Radziłabym ci udać się do psychologa, tudzież psychiatry i skończyć z tym wszystkim raz na zawsze.
    - Nie może pani wiedzieć co jest dla mnie dobre a co nie. - powiedziałam i obróciłam się na pięcie. - Suka. - dodałam pod nosem i wyszłam.
 
~*~
 
   Cały czas miałam w głowie słowa Jones... jesteś ćpunką, dziwką... Serio to tak wygląda? Nie... ona przesadza, zrobi wszystko żeby mnie tylko pogrążyć... nienawidzi mnie.
   Usłyszałam dzwonek do drzwi. To pewnie Cher. Zeszłam na dół po schodach i otworzyłam drzwi. Lecz nie zastałam przyjaciółki. Zmierzyłam wzrokiem dwóch (całkiem przystojnych) policjantów i czekałam aż wreszcie wyjaśnią mi co tu do cholery robią.
   - Ymmm.. Mogę w czymś pomóc? - zapytałam jak przystało na miłą dziewczynkę.
   - Pani Hope Simpson? Mamy nakaz przeszukania. Doszły nas słuchy że ukrywa pani pewne ilości narkotyków. Możemy? - 'skoro macie nakaz to po chuja się jeszcze pytasz'-chciałam powiedzieć ale ugryzłam się w język.
   - Proszę, nie mam nic do ukrycia. Tylko proszę, jakby panowie mogli się streścić.. zaraz przychodzi do mnie koleżanka i razem wychodzimy.. więc.. proszę.
   - Nie ma sprawy. Załatwimy to szybko. Ale jeśli coś znajdziemy nigdzie się nie ruszasz słonko.
   - Yhym, rozumiem... a... moja mama musi o tym wiedzieć? Oczywiście jestem pewna że nic nie znajdziecie, ale chodzi mi o samo panów przyjście... ona jest bardzo nadpobudliwa.
   - Wyjaśnimy jej wtedy że dziecka się pilnuje.
   - Ehem, okej..
   Zaprowadziłam policjantów do mojego pokoju. Zaczęli przetrząsać moje szafki, torebki, wszystko. Patrzyłam się tylko powstrzymując śmiech gdy nieumiejętnie odpinali moje torebki. Nic nie znaleźli.
   - Widocznie mieliście złego informatora. - powiedziałam ze śmiechem.
   - Kochana, będziemy cię musieli przeszukiwać przynajmniej raz w tygodniu. A teraz jedziesz z nami zrobić testy.
   - Niby czemu? Dlaczego mam się na to zgodzić? Nie mam nic do ukrycia, ale nie będę marnowała mojego cennego czasu.
   - Hope. Okej, przysłała nas tu twoja wychowawczyni. Podobno ma świadków i dowody. Nie możemy tego załatwić 'tak po prostu', czaisz?
   - Kurde, jak dobrze że zrezygnowaliście z tego oficjalnego tonu. Dzięki.
   - Nie ma sprawy. Ale rozumiesz w jak beznadziejnej jesteś sytuacji?
   - Chyba ogarniam.. ale dlaczego? Przecież nic nie zrobiłam..
   - Słuchaj.. ta pani.. kiedyś też nas straszyła policją i takimi różnymi.. jak ona się czegoś uczepi to nie puszcza. Po prostu ogranicz wyjścia, weź się za naukę i ci odpuści.
   - Ale może ja nie chcę?
   - Okej, Hope, jeszcze raz. - tym razem przemówił drugi policjant. - My jesteśmy po twojej stronie, rozumiesz? - pokiwałam głową, a brunet wziął głęboki oddech. - Możemy cię kryć i takie tam, ale na przeszukiwania nie będziemy przychodzili zawsze tylko my. Trzymaj się. - powiedzieli i ruszyli do wyjścia.
   - Chwila... czyli.. wierzycie mi? - zapytałam zdziwiona. - Większość osób w szkole właśnie za taką mnie ma.. może to przez to że chcieli widzieć we mnie kogoś tak idealnego jak mój brat..
   - Wierzymy ci, więc nas nie zawiedź. Cześć.
   - Cześć. - powiedziałam zamykając za nimi drzwi. Co to w ogóle miało być?!
   Moja mama mnie zabije jak się dowie, że byli tu policjanci...
 
~*~
 
   Tristan przywiózł nas pod dom Connora i wysadził. Powiedział, że dołączy potem i będzie nas pilnował bo ma jeszcze parę spraw do załatwienia. Cher trzymała się blisko mnie, podczas gdy ja, po obejrzeniu mieszkania Connora, nabrałam ochoty właśnie na niego.
   - Cher, co ty myślisz o tej mojej sytuacji z chemiczką i w ogóle?
   - Biorę jej stronę.
   - Że co?!
   - Przecież możesz imprezować, ale mogłabyś nie ruchać się z każdym który się nawinie i nie pić tyle bo to się kiedyś źle skończy. Zawsze ci to mówiłam.
   - A te narkotyki to przecież paranoja i kłamstwa.
   - Wiem, Hope, ale to tak wygląda... zmień się... nie chcę cię stracić. Kocham cię.
   - Ja ciebie też Cherry, ale jak? Przecież ona nie uwierzy w taką nagłą zmianę.
   - Też bym nie uwierzyła, więc ci pomogę, dobrze? Zmienisz się tak naprawdę.
   - N-n-naprawdę?! Chcesz ze mnie zrobić grzeczną dziewczynkę?
   - A czy życie grzecznej dziewczynki nie jest łatwiejsze? Może wreszcie będziesz z chłopakiem dłużej niż jeden wieczór.
   - Ale dasz mi się jeszcze dziś wyszaleć? - zapytałam robiąc maślane oczy.
   - No leć, a jak już się zmienisz, zrozumiesz że było warto!
   - Dobra, lecę znaleźć kogoś fajnego! Nie upij się Cher! - krzyknęłam biegnąc w stronę jacuzzi, w którym siedział nieznany mi chłopak.
   - Hej. - powiedziałam zdejmując koszulkę i spodenki. - Można?
   - Cześć. Wskakuj, takie seksowne towarzystwo jest zawsze mile widziane. - zaśmiałam się 'uroczo' i usiadłam koło chłopaka.
   - Hope jestem. - powiedziałam wyciągając rękę do chłopaka.
   - Connor, miło mi. - więc to gospodarz, bingo!
   - Dobra, skończmy to owijanie w bawełnę.
   - Co masz na myśli?
   - Ten oficjalny ton i to wszystko.. nie wiem jak ty, ale ja na imprezy chodzę z zamierzonym celem. Ty chyba też nie robisz imprez tak sobie.
   - Więc?
   - Eh,  jesteś tak mało domyślny czy serio chcesz żebym to ja to powiedziała? - zapytałam zarzucając mu ręce na szyję i zbliżając się bardzo, bardzo mocno. Wzrok chłopaka utkwił natomiast w moich cyckach. Chłopacy.. wszyscy są tacy sami.
    - Myślałem że jesteś grzeczną dziewczynką.
    - Och, więc jednak stwarzam takie pozory? To dobrze... bardzo dobrze.
    - Mam taką ochotę cię przelecieć.
    - Więc może zaprowadzisz mnie do swojego pokoju? - chłopak przytaknął i wziął mnie na ręce. Chwilę potem rzucił mnie na swoje łóżko. Nie powiem, że Connor nie przypadł mi do gustu, jest bardzo atrakcyjny, trzeba mu to przyznać.
    Po zaliczonej 'misji' Connor przyniósł trochę alkoholu do pokoju i w sumie spędziłam ten wieczór z nim. Po jakichś dwóch godzinach, gdy alkohol już totalnie zaczął uderzać mi do głowy, przeprosiłam chłopaka i udałam się na poszukiwania przyjaciółki. Con chyba mnie polubił bo chciał dostać mój numer i takie tam. Dałam mu go, ale dla mnie to była po prostu ostatnia w mojej 'karierze' jednorazowa przygoda.
   Nie miałam pojęcia gdzie wyparowała Cher, zaczęłam do niej wydzwaniać, ale nie zdało się to na wiele. Zadzwoniłam więc do Trisa. Powiedziałam mu jak wygląda sytuacja, a on zjawił się w mgnieniu oka. Przeszukaliśmy wszystkie zakątki, zaangażowaliśmy dużą ilość ludzi w pomoc, ale na darmo. Nigdzie nie było mojej kochanej Cherry. Nagle podbiegł do nas pijany Connor.
    - Wiem! - krzyknął biegnąc prosto na nas.
    - Gościu, jesteś pijany, kto cię tak urządził? Widzę że jakaś laska oplotła cię wokół palca. - Con w odpowiedzi wskazał tylko na mnie ze wzrokiem mówiącym 'oto i ona' a Tris parsknął śmiechem.
    - Ej, o co ci chodzi Tris? - rzuciłam lekko obrażona.
    - Mogłaś mówić że masz takie zdolności. - powiedział dalej się śmiejąc.
    - I co? Wtedy zgłosiłbyś się do mnie wcześniej? - powiedziałam i zaczęłam śmiać się razem z Tristanem.
    - Czekajcie, skąd wy się znacie? - zapytał zdezorientowany Connor.
    - Ah, to długa historia. Ale znamy się właściwie od piaskownicy. - Con momentalnie pobladł. - Ale nie martw się gościu, nie zaliczyłeś mojej dziewczyny. To tylko przyjaciółka. - Connor odetchnął z ulgą, widać chłopak z zasadami.
    - Ej, Connor.. chciałeś nam chyba coś powiedzieć. - przypomniałam sobie.
    - A, no tak-wiem gdzie jest Cherry.
    - I dopiero teraz mówisz?! - krzyknęłam potrząsając jego ramionami.
    - Chciałem mówić, ale wy.. - machnął ręką. - Nieważne.
    - Więc? - ponagliłam go.
    - Co? - zapytał zaskoczony. - Aaaa, Cherry. - odpowiedział po pauzie. - Jest w szpitalu. Przykro mi brachu. Chyba ktoś jej coś wstrzyknął. Czuję się za to odpowiedzialny jako gospodarz imprezy, ale co mogłem zrobić? Znaleźli ją w lesie.
 
~.~
 
   Wydarzyło się to tydzień temu, a ja nadal nie mogę wrócić do siebie. Podobnie jak i Cherry. Od tamtej pory postanowiłam się zmienić. Tak naprawdę. Już wiem, że takie rzeczy mogą mieć fatalne skutki. Mimo, że minął dopiero tydzień, ja już poprawiłam oceny. Wydaje mi się że nie mam teraz problemów. Wspieram Cherry w cierpieniu, a ona wspiera mnie w zmianie. Wiem, że nie zmienię się tak do końca, ale można spróbować.
 
___________________________________________________________________________________
 
Ok, jest i pierwszy rozdział. Nie wiem czy wyszedł długi, ale myślę, że przybliżyłam wam w jakiś sposób historię Hope.
 
Do następnego! <sosy pojawią się wkrótce>
Mój tt: @5sosaremyninjas